Wigilia i wiewiórki, co chciały dobrze

Mama Alicji zawsze mówiła, że z tymi wiewiórkami są same problemy. Zresztą nikt na całej ulicy ich nie lubił.

– Wchodzą do karmników dla ptaków jak do siebie – mówiła mama Alicji. – Czwarty raz zmieniliśmy karmnik na lepszy, a one i tak się tam dostały! Trudno, trzeba się z tym pogodzić. Okropne zwierzęta.

Wigilia i wiewiórki, co chciały dobrze
Wigilia i wiewiórki, co chciały dobrze, Annie I.

Alicja była bystrą dziewczynką, ale nie rozumiała, o co chodzi mamie. Ona sama lubiła przyglądać się wiewiórkom, gdy wybierają ziarenka z karmników zwinnymi łapkami. Patrzyła na nie godzinami, a one uśmiechały się do niej. Ale kiedy powiedziała o tym mamie, ta chyba nie uwierzyła.

Miesiąc po miesiącu mijał spokojnie, aż nadszedł koniec roku, a wraz z nim święta. Alicja uwielbiała ten czas. Była kolacja wigilijna, prezenty, no i spotkanie z dziadkiem. Na to ostatnie Alicja czekała najbardziej, bo nie widywali się zbyt często.

Dziadek miał dla niej zawsze najlepsze zabawki, a do tego wspaniale opowiadał. Znał opowieści z Biblii, legendy i historie, które zdarzyły się ponoć dawno, dawno temu, ale na pewno się zdarzyły. Tej Wigilii Alicja także się nie zawiodła.

– Czy wiesz, wnusiu, że kiedy byłem młody, na Wigilię zawsze dzieliliśmy się opłatkiem ze zwierzętami, tymi w domu i tymi w zagrodzie? – powiedział dziadek. – Mieliśmy do tego specjalne, kolorowe opłatki. Kupowało się je u księdza.

– A po co? Czy one lubiły opłatek? – zapytała Alicja z ciekawością.

– Nie wiem, słonko, czy lubiły, ale taki był u nas zwyczaj. To dlatego, że podobno w Wigilię, w tę jedną noc w roku, zwierzęta mówią do nas ludzkim głosem.

„Ale super” – pomyślała dziewczynka. „Szkoda, że nie mamy psa albo kota. Tak bym chciała usłyszeć, co powiedzą”.

Wyjrzała z nadzieją przez okno, ale nie zobaczyła żadnego zwierzątka. Nic dziwnego. W końcu było już późno, a śnieg w ogrodzie układał się grubymi warstwami. Pewnie zwierzątka zostały w swoich norkach.

I wtedy – drapanie w drzwi! Alicja nie zdążyła jeszcze odwrócić wzroku od okna, a już biegła za rodzicami, by sprawdzić, co to takiego. Tata wyjrzał przez wizjer. Nikogo nie zobaczył. Może tylko im się wydawało?

Nie! Drapanie rozległo się znowu. Tata Alicji ostrożnie otworzył drzwi. I choć w pierwszej chwili wydawało się, że nikogo tam nie ma, Alicja szybko dostrzegła małych gości. Uśmiechnęła się szeroko.

Na progu stały trzy maleńkie, zmarznięte wiewiórki, przebierając łapkami.

Alicja szybko spojrzała na mamę. Na jej twarzy zdziwienie zaczynało już mieszać się ze złością. Niewiele myśląc, dziewczynka chwyciła opłatek z patery na stole i podbiegła do wiewiórek. Jadły go chętnie, lekko mlaskając.

– I co mi teraz powiecie? – odezwała się Alicja do zwierzątek. Nie zwracała uwagi na mamę, która już szykowała się, by ją stamtąd zabrać.

– Dzień dobry, Alicjo – powiedziały wiewiórki chórem. Za dziewczynką wszyscy dorośli stali bez ruchu, z rozdziawionym szeroko ustami. – Cieszymy się, że możemy się wreszcie poznać.

– Ale numer! zawołał dziadek. – Widzisz, mówiłem, że to prawda!

– Wejdźcie, nie stójcie na zimnie! – Alicja zaprosiła wiewiórki, ale one odparły:

– Nie chcemy zabierać wam czasu w Święta. Chcemy też wracać do dziupli, gdzie jest ciepło. Przyszłyśmy tylko wyjaśnić tę sprawę z karmikami.

– No, wypadałoby! – wymknęło się mamie Alicji.

– Doskonale rozumiemy pani uczucia, droga pani – powiedziała największa z wiewiórek. – Ale nie wyjadamy jedzenia dla ptaków bez powodu. Proszę zrozumieć, że ptaszki, które do was przylatują, to nasi przyjaciele. Zależy nam na ich zdrowiu, a tak się składa, że karma dla ptaków, którą kupujecie, powoduje u nich ból głowy. Ale niestety, to bardzo głupiutkie ptaszki. Smakuje im, to jedzą. A my chcemy o nie zadbać, dlatego zjadamy te ziarenka. Nam nie szkodzą, a ptaszków przynajmniej głowa nie boli.

Zarówno mama, jak i tata Alicji z dziadkiem patrzyli na wiewiórki bez słowa. Pewnie nie wiedzieli, co powiedzieć, ale Alicja wiedziała:

– Dziękuję, kochane wiewiórki! A powiecie nam, jaką karmę kupić zamiast tego?

– Nie ma problemu, powiemy!

I powiedziały, siedząc przy stole podczas wigilijnej kolacji. Zaproszone do środka okazały się gośćmi idealnymi. Porozmawiały, pośmiały się. Zjadły orzechów co niemiara, a resztę mama Alicji, która przestała się na nie już złościć, zapakowała im na później.

A co było dalej? To proste! Po świętach rodzice Alicji pojechali do sklepu i kupili wielki worek zdrowszego ziarna dla ptaszków, a do tego mnóstwo słonecznika i orzechów dla wiewiórek.

Wiewiórkom zbudowano drugi karmnik, a ptaszki odzyskały swój. I co najważniejsze, mama Alicji już nigdy nie narzekała na ich harce w ogrodzie.

A Alicja? Alicja dalej patrzyła godzinami przez okno na wiewiórki w ich własnym karmniku. I tym razem, kiedy się uśmiechały, wiedziała, że się nie myli. Wystarczy, że poczeka do Wigilii.

4.6/5 - (28 votes)

Wstaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *