Lekcje przyrody, które raz w tygodniu odbywały się w szkolnym ogrodzie, cieszyły prawie wszystkich. Prawie – Michałek był tu wyjątkiem. Chłopiec nie widział większego sensu w sadzeniu kwiatów i grzebaniu w ziemi. Co więcej, nikt mu przy tym nie pomagał. Inne dzieci pracowały w grupkach, po dwie, trzy, cztery osoby, śmiejąc się i żartując przez cały czas. Ale Michałek za każdym razem był sam. Nikt nie chciał go w swojej grupie.
Możemy mu tego współczuć, tylko pamiętajmy przy tym, że chłopiec sam sobie zapracował na ten brak popularności. Nie był lubiany, bo nieustannie dokuczał innym dzieciom. Złośliwości, przytyki, kuksańce – to była jego specjalność. Nic więc dziwnego, że inni uczniowie i uczennice nie chcieli z nim dzielić pracy w ogrodzie.
Gdy nadszedł kolejny piątek, a wraz z nim lekcja przyrody na świeżym powietrzu, Michałek znowu był sam. Ociągając się i wzdychając, wyjął ze szkolnej szafki swoje narzędzia, by podążyć za wszystkimi na zewnątrz. Nie czekało go tam nic ciekawego – ot, nudne 45 minut w towarzystwie trawy, liści i badyli.
Ale ten piątek bynajmniej nie miał okazać się nudy, choć Michałek jeszcze o tym nie wiedział. Chłopiec przystąpił z ociąganiem do pracy, starając się jak najwolniej wykonywać poszczególne czynności, by jakoś doczekać do dzwonka. W ogóle nie zwracał przy tym uwagi na rośliny, które miał zasadzić. Kogo one obchodzą? I pewnie pozostałby przy takim zdaniu na ich temat, gdyby nie to, że z grządki potrąconym przez niego tulipanów rozległo się wyraźne, choć ciche “Ała! Co robisz!”.
Michałek odwrócił się, spojrzał na grządkę, na lewo, na prawo, ale nikogo nie dostrzegł. “Musiałem chyba zasnąć. Trudno się dziwić – co za nudy!” – pomyślał. Nie było mu jednak dane wrócić do marzeń na jawie, bo głosik z tulipanów odezwał się jeszcze raz.
“Jesteś zwyczajnym gburem! Ja cię nauczę porządku!”
Chłopiec przyjrzał się uważnie kwiatom, i tym razem zobaczył, kto do niego mówi. W środku jednego z żółto-czerwonych kielichów stała niewielka postać ze skrzydełkami mieniącymi się na tęczowo. Miała brązowe spodnie i zielony kubrak, a zaciśnięte w piąstki ręce opierała na biodrach. Była naprawdę mała. Była też najwyraźniej wściekła.
“Czy to mi się śni?” – zapytał Michałek słabym głosem, rozglądając się niepewnie, by inne dzieci go nie usłyszały.
“Śni, dobre sobie! Jeszcze czego! Żeby przyśniła ci się wróżka, musisz sobie na to zapracować dobrymi uczynkami – wobec kwiatów i ludzi. A ty słyniesz raczej z bycia wstrętnym dzieciakiem!”
Michałek obruszył się. “Jak do mnie mówisz, stworze! Nie jesteś wiele większa od robaka – po co się w ogóle odzywasz?”
Jak widać po tej wypowiedzi, Michałek był nie tylko niemiły, ale także wyjątkowo głupiutki. Przecież powszechnie wiadomo, że kwietne wróżki są najpotężniejsze ze wszystkich magicznych duchów roślin. Zadzieranie z jedną z nich zawsze kończy się przykro.
Nasz bohater przekonał się o tym w kilka sekund. Z ziemi wystrzeliły grube, giętkie kłącza, które złapały go za kostkę. Chłopiec wywrócił się wśród śmiechu innych dzieci, ale nie był to koniec jego problemów. Wszędzie wokół niego gleba zazieleniła się maleńkimi pokrzywami, które mimo rozmiarów potrafiły porządnie poparzyć. Tak działają kwietne wróżki – nigdy nie robią ludziom prawdziwej krzywdy, ale obrażone, potrafią dać nauczkę. Krótką nauczkę: tak szybko, jak się pojawiły, kłącza i rośliny zniknęły pod ziemią, a oszołomiony Michałek usiadł i odezwał się ze złością.
“Co to miało być! To bolało!”
“Bolało, tak?” – tulipanowa wróżka spojrzała na niego z namysłem – “Ale pewnie dużo mniej, niż boli to, co robisz roślinom, kiedy je depczesz i niszczysz. Nie mówiąc już o innych dzieciach. Czy wiesz, jak je boli, kiedy się z nich wyśmiewasz? Czy wiesz, że czują się wtedy, jakby parzyło je 100 pokrzyw, które nigdy nie znikają? To właśnie przez to nie masz przyjaciół!”
Michałek już miał coś odpowiedzieć bez zastanowienia, ale powstrzymał się. I jednak się zastanowił. Czasem trudno jest zrozumieć, jak działamy na innych, jeśli sami nie doświadczymy czegoś podobnego. A Michałek bywał naprawdę nie do zniesienia, ale nie chciał tak naprawdę zrobić krzywdy innym dzieciom. Tak bardzo bał się, że go nie polubią, że próbował wydać się ważniejszy i lepszy. Oczywiście, w ten sposób osiągnął tylko to, czego się bał, i stawał się coraz bardziej samotny.
“Masz okazję to zmienić.” – powiedziała kwietna wróżka, która, jak się okazuje, doskonale sobie radziła z czytaniem w myślach. – “Dziś piątek, koniec szkoły. Kiedy będziesz w domu, pomyśl, jak już od poniedziałku możesz naprawić to, co zepsułeś.”
Ach, jak potężna jest magia kwietnych wróżek! Dlaczego, zapytacie? Otóż Michałek, który nigdy wcześniej nie przyjął od nikogo rady, tym razem posłuchał. Gdy skończyły się lekcje, poszedł do domu i pomyślał. A choć nie wymyślił nic niezwykłego, to, co wymyślił, wystarczyło.
Przez cały następny tydzień chłopiec poświęcał każdą przerwę na odszukanie koleżanek i kolegów, którym zrobił jakąkolwiek przykrość. Nie mógł już zmienić przeszłości, ale mógł powiedzieć: “Nie rozumiałem, co robię. Byłem bardzo głupi. Szczerze cię przepraszam. Czy dasz mi jeszcze jedną szansę?”. I tak właśnie mówił. I to działało – magia kwietnych wróżek, magia dobrego słowa i szczerych intencji.
Wystarczyło kilka tygodni, by Michałek nie musiał pracować sam w szkolnym ogrodzie. Teraz miał wokół siebie roześmiane grono przyjaciół, i starał się ze wszystkich sił, by nie utracić ich zaufania. Okazało się, że wiele osób go polubi, jeśli on sam im na to pozwoli. Chłopiec stał się szczęśliwszy, bardziej uważny, no i praca wśród kwiatów nie napawała go już nudą. Dbając o nie, słyszał cichy śmiech wróżek, a w uszach dźwięczały mu kolejne podpowiedzi, jak zrobić coś dobrego.