Był sobie kiedyś staw, w którym żyły żaby. Żyły tam spokojnie, niczego im nie brakowało, tylko latem było im na słońcu bardzo gorąco. Latem chowały się w cieniu i w błocie, staw nigdy całkowicie nie wysychał. Pewnego lata było bardzo gorąco, ale mimo to pozostała im w stawie kałuża, gdzie mogły się schować przed promieniami słońca. Kiedy przyszła letnia burza z deszczem, staw znowu się napełnił.
Pewnego razu po świecie żab rozniosła się nowina.
– Ciociu, kum, kum, kum, już to słyszałaś?- kumkała jedna Żaba do drugiej. – Słońce podobno szuka sobie narzeczonej!
– To straszne, kum, kum, kum. Wiesz, co się stanie, gdy ją znajdzie?
– Kwa, kum, kum, będziemy mieć dwa słońca! A to będzie nasz koniec!
– Nasz staw wyschnie!

Ich nawoływania usłyszał także wielki bóg Jowisz. Wsiadł do swojego niebiańskiego powozu i dojechał nim aż nad staw.
– Co to za krzyk? – zapytał Jowisz.
– Słońce szuka sobie panny młodej! Dwa słońca spaliłyby nas całkowicie, jedno nam w zupełności wystarczy. – narzekały Żaby.
– Wy głupie Żaby, czyż nie wiecie, że słońce już dawno ma swojego przyjaciela?
Przestraszone Żaby spojrzały na niebo, ale drugiego słońca nigdzie nie widziały.
– Gdzie? Gdzie? – pytały przestraszone.
– Spróbujcie spojrzeć w nocy, a zobaczycie. – poradził im Jowisz i dodał jeszcze: – I niech tu będzie cicho. Przez to całe kumkanie nie słyszę śpiewu ptaków.
W nocy na niebie pojawił się księżyc. Żaby wytrzeszczały oczy, prawie im nie wypadły z oczodołów. To przecież nie jest drugie słońce, a jednak świeci. Jest okrągłe, ale nie grzeje. Jeśli to jest przyjaciel ich słońca, to mają szczęście. Gdyby słońce wybrało kogoś równie gorącego, prawdopodobnie nie mogłyby tutaj żyć. Żaby zaczęły śpiewać uroczystą żabią pieśń. Kumkały głośno, ale bardzo ładnie, że nawet Jowisz to usłyszał. Ich śpiew mu się spodobał, brzmiał jak kołysanka, więc napuszył chmurę pod głową i zadowolony zasnął.